Za drużyną Ruchu Chorzów drugi mecz w nowym sezonie. Nastroje są po nim o wiele lepsze, niż po wizycie w Lubinie, zakończonej przegraną z Zagłębiem. Po starciu z Łódzkim Klubem Sportowym pokusiliśmy się o kilka pozytywnych i negatywnych obserwacji.
PLUSY
Forma Szczepana
Poprzedni kontakt Daniela Szczepana z Ekstraklasą nie był udany. Jako piłkarz Śląska Wrocław napastnik wystąpił w piętnastu spotkaniach najwyższego szczebla rozgrywkowego, w większości przypadków wchodząc na boisko z ławki rezerwowych. Ani razu nie wpisał się na listę strzelców. W obecnym sezonie także nie miał jeszcze okazji cieszyć się z własnego gola, ale stanowi silne wsparcie dla kolegów. Z trzech bramek, jakie Ruch zdobył w dwóch pierwszych kolejkach, wszystkie padły przy jego znacznym udziale. W miniony piątek wypracował gola Kacprowi Michalskiemu, choć formalnie asysty mu nie dopisano, bo piłka wpadła do siatki po dobitce. Przy drugim trafieniu wątpliwości już nie było. „Szczepek” zabrał futbolówkę rywalom, zagrał do Tomasza Swędrowskiego i było 2:0.
Nic dziwnego, że Szczepan schodził z murawy nagrodzony burzą oklasków. Pozostaje życzyć mu, aby wkrótce miał powody do świętowania swojej premierowej bramki w Ekstraklasie!
Zmiana ustawienia i korekty w trakcie meczu
W Lubinie trener Jarosław Skrobacz ustawił zespół w systemie z czterema obrońcami, a przeciwko ŁKS-owi wrócił do trójki defensorów. Zmiana pomogła zaskoczyć przeciwnika, który miał problemy z rozczytaniem gry „Niebieskich”. Niebezpiecznie zrobiło się dopiero w drugiej połowie, gdy zbyt dużo swobody gospodarze zaczęli zostawiać Daniemu Ramirezowi. Po jednej z kolejnych udanych ofensywnych akcji Hiszpana sztab chorzowian przeprowadził bardzo interesujący manewr taktyczny. Na boisko wpuszczony został Przemysław Szur, który nie zajął jednak miejsca w formacji obronnej, ale wystąpił na pozycji defensywnego pomocnika. Miał za zadanie ograniczyć zakusy Ramireza i wywiązał się z tego zadania bardzo dobrze!
Czyste konto
Jakub Bielecki nie musiał długo czekać na pierwsze czyste konto w Ekstraklasie. Już w drugim występie nie wpuścił bramki, choć na brak okazji ŁKS nie narzekał. Zgodnie ze statystykami, łodzianie zakończyli mecz ze współczynnikiem goli oczekiwanych na poziomie 1,27. To oznacza, że w teorii zasłużyli na jedno trafienie, ale tego nie wykorzystali. Oczywiście jest to zasługa nie tylko Bieleckiego, ale całego zespołu, który odpowiada za działania destrukcyjne. Warto pochwalić także Michalskiego, który przy jednym ze strzałów wyręczył golkipera i głową wybił piłkę z linii bramkowej.
MINUSY
Cofnięcie się
Podobnie, jak miało to miejsce tydzień wcześniej w Lubinie, momentami zespół Skrobacza za bardzo cofał się na swoją połowę. Co prawda skala tego zjawiska była już wyraźnie mniejsza, niż w konfrontacji z Zagłębiem, ale znów dała o sobie znać. Obserwując zachowanie trenera przy linii bocznej można było zauważyć, że stara się on wpłynąć na piłkarzy. Gestami zachęcał ich do wyższego zaatakowania ełkaesiaków, bo schowanie w okolicach własnego pola karnego mogło być proszeniem się o kłopoty.
Oddanie piłki
W całym meczu Ruch osiągnął posiadanie piłki na poziomie 41%, co jest bardzo skromnym wynikiem. Nie mając futbolówki pod swoją kontrolą zwiększa się ryzyko utraty bramki, więc nad tym elementem należy popracować. Cieszyć może jednak, że oddanie rywalom inicjatywy nie stanowiło wielkiego problemu. „Niebiescy” mądrze się bronili i nie dali sobie strzelić gola. Nie w każdym meczu może to jednak zadziałać, dlatego warto mieć w zanadrzu także wariant z większym naciskiem na utrzymanie się przy piłce. Z tego chorzowianie czerpali najwięcej na niższych poziomach rozgrywkowych.
Bezzębna prawa strona
Z pomeczowych raportów wynika, że chorzowianie aż 57% niebezpiecznych akcji ofensywnych przeprowadzili lewą stroną boiska i 43% jego środkiem. Ani razu nie udało im się stworzyć zagrożenia na prawej stronie, co nie wystawia zbyt dobrego świadectwa elastyczności ataków. Warto, aby Ruch był w stanie lepiej rozkładać akcenty, aby w przyszłości przeciwnikom trudniej było eliminować ryzyko ze strony „Niebieskich”.
Fot. Ruch Chorzów